Mindfulness
czyli ćwiczenia uważności są obecnie coraz bardziej popularne. Wywodzą się z
badań nad stresem, a właściwie z badań dotyczących radzenia sobie ze stresem,
przeciążeniem poznawczym, przemęczeniem. Są odpowiedzią na rosnącą potrzebę
wyciszenia się, znalezienia czasu dla siebie, doświadczenia ciszy po stałym
przebodźcowaniu. Praktykowanie uważności, skupienia się na tym, co aktualnie
się dzieje, co przeżywam właśnie teraz, w tej chwili i w tym miejscu, pomaga tak
naprawdę odpocząć. Początkiem jest koncentracja na oddechu, na jego rytmie i
tempie - a potem na jednej myśli. Początkowo wydaje się to być bardzo trudne,
ponieważ nawał różnych myśli sam „atakuje” nasz umysł. Jednak praktyka czyni
mistrza:) Jak
to zresztą w przypadku większości różnych umiejętności bywa.
Częstym
dylematem jest „co wybrać w tym momencie?”, „jaką podjąć decyzję?”, „jak się
rozdwoić”? Bliskie jest mi myślenie (ale być może nie jest to jeszcze
spostrzeżenie bardzo popularne), że bardziej efektywni jesteśmy, gdy wykonujemy
jedno zadanie na raz – a nie jak chciałoby się sądzić – gdy potrafimy
równocześnie wykonać wiele zadań. Wspomina o tym już Manfred Spitzer w
rewelacyjnej książce „Cyfrowa demencja” (polskie wydanie: rok 2013),
dotykającej wpływu mediów elektronicznych na rozwój mózgu. Kto jeszcze nie
czytał – gorąco polecam! Wbrew pozorom, osoby, które wykonywały kilka zadań
równocześnie okazały się być mniej efektywne, spostrzegawcze i uważne niż
osoby skupiające się na jednej aktywności w danym czasie. Kilka miesięcy temu
czytałam natomiast w „Charakterach” o badaniach wśród menadżerów – wykazały
one, że ci, którzy byli odpowiedzialni w pracy za jeden projekt, byli bardziej
zaangażowani, skuteczni i zadowoleni ze swojej pracy niż menadżerowie, którzy
mieli koordynować kilka projektów równocześnie.
No i tak
sobie myślę… czy – patrząc globalnie - częste poczucie wypalenia, przemęczenia,
a nawet może ADHD u dzieci nie są dolegliwościami cywilizacyjnymi? Czy nie są
skutkami stałego przetwarzania nadmiaru bodźców, nie wynikają z dążenia naszych
organizmów do adaptacji i samoregulacji w stale zmieniającym się świecie? To
takie moje pytania i refleksje… W końcu sama nieraz łapię się na zbędnym
pośpiechu i ponaglającej myśli pod tytułem: „to za co mam się teraz zabrać?”.
A może by tak
na chwilę usiąść i popatrzeć przez okno na spadające jesienne liście? I
tyle. W tym momencie – teraz - tyle przecież wystarczy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz