sobota, 17 listopada 2018

Spokojną mamą być… - słów kilka o projekcie „Zrelaksowana mama”



Znam takie marzenie, niby proste, a jednak nieraz trudne w realizacji – jak być spokojną radosną mamą?  Czy to w ogóle możliwe? Kiedy jesteśmy w pośpiechu, w zmęczeniu, z nawałem obowiązków a do tego dziecko marudzi, przeszkadza, nie współpracuje, nie robi tego, o co je prosimy – to jak tu być spokojnym, uważnym, cierpliwym rodzicem??? Czy to nie jakaś iluzja? 

Często trafiają do mnie do gabinetu rodzice, którzy czują się sfrustrowani i bezradni i mówią, że „już nie mają narzędzi”, nie odnajdują sposobów na to, aby budować kontakt z dzieckiem w sposób zadowalający dla obu stron. Kiedy rodzice sami są poranieni i dźwigają na swoich barkach balast własnej przeszłości (sami mieli trudne i bolesne relacje z własnymi rodzicami) to faktycznie podjęcie psychoterapii jest zasadne a nawet konieczne. Czasem jednak wystarczające może być uporządkowanie sobie pewnych treści, złapanie oddechu, poczytanie lub posłuchanie o różnych propozycjach alternatywnych…

Nieraz rodzice szukający nowych konstruktywnych rozwiązań trafiają na różne warsztaty dla rodziców. I właśnie z myślą o takich poszukujących mamach, które czują, że są pod presją (swoją lub otoczenia) i które tracą już cierpliwość do dzieci i do siebie, powstał ciekawy projekt pt. „Zrelaksowana mama”: https://zrelaksowanamama.pl
Jest to 7-tygodniowy warsztat online dla mam – chociaż osobiście nie widzę przeciwwskazań, aby nie mogli z niego skorzystać również ojcowie. 

Podoba mi się koncepcja, zgodnie z którą – zanim zacznie się pracę nad dzieckiem – trzeba zacząć od pracy nad sobą. Stąd wiele pytań dotyczących emocji u mamy -  jak reaguje matka w różnych sytuacjach; jakie uczucia w sobie akceptuje, a które tłumi? Ćwiczenia dotyczące uważności, pytania pogłębiające wgląd w siebie, w swoje uczucia w różnych sytuacjach, co buduje empatię wobec dziecka i pomaga tworzyć cieplejszą relację. Żeby obudzić w sobie postawę zrelaksowanej mamy, dobrze jest nauczyć się uważności (mindfulness) – i realizując program warsztatów natykamy się na różne ćwiczenia relaksacyjne, zatrzymujące na moment w biegu, zachęcające do tego, by spokojnie usiąść, skoncentrować na oddechu, sprawdzić swoje reakcje i odprężyć się… Oczywiście dobrze jest, aby tego typu techniki stosować jak najczęściej, najlepiej codziennie, aby stały się nawykiem, regularnie rozluźniającym ciało i uspokajającym  myśli.


Warsztaty zachęcają do pracy wewnętrznej, do przyjrzenia się własnym przekonaniom na temat wychowania i na temat relacji rodzic-dziecko, obalają przy tym wieloletnie stereotypy, które przestały mieć uzasadnienie (jak na przykład oczekiwanie bezwzględnego posłuszeństwa od dziecka czy konieczność stosowania kar). Liczne pisemne ćwiczenia zachęcają do wglądu i lepszego poznania siebie. Bardzo bliskie jest mi osobiście myślenie, że za relację rodzic-dziecko odpowiada rodzic – bo to on jest jednak dorosły, dojrzały i odpowiedzialny. 

Warsztaty dostarczają sporo treści teoretycznych, podanych w krótkiej zwartej i bardzo przystępnej formie, z wykorzystaniem prostych obrazków i „scenek z życia wziętych”.  Krótka forma i porcjowanie tematów pomagają wpleść realizację warsztatów w rytm codziennego dnia, dlatego właśnie, że nie wymagają one zaangażowania od razu całego popołunia. W małych fragmentach, krok po kroku, można codziennie poznać coś nowego. W warsztatach można uczestniczyć w swoim tempie i w swoim rytmie - choćby w przerwie, kiedy młodsze dziecko ma drzemkę, albo starsze wykonuje swoje szkolne zadania domowe – można wtedy włączyć kolejny moduł warsztatów i zatrzymać się na moment dla własnego rozwoju.  

A a propos zadań domowych – uważam za cenne, że podane są ćwiczenia do przemyślenia, do wykonania w realnym swoim kontakcie  z dzieckiem. Takie zadania domowe pozwalają przetestować na gorąco nowe techniki czy style komunikacji i sprawdzić, jaki wpływ wywierają na dziecko i na samą mamę.

Jedyna drobna krytyczna uwaga z mojej strony dotyczy (nad)używania terminu „negatywne emocje” w kontekście omawiania lęku czy złości, itp. Osobiście uważam, że nie ma uczuć negatywnych, które należałoby z definicji zanegować – są jedynie emocje trudne w przeżywaniu, bolesne, przykre – ale ludzkie i potrzebne tak samo jak te, które są dla nas przyjemne (spokój, radość, miłość, błogostan).


Myślę, że projekt może stanowić odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie rodziców na psychoedukację i poszerzenie umiejętności komunikacji z dzieckiem. Warsztat – dzięki swojej formie i treści -  może stanowić inspirację do własnego rozwoju. Treści podane w warsztacie dostarczają narzędzi i technik których nieraz brakuje sfrustrowanym rodzicom… Dlatego szczerze polecam (jako psychoterapeuta i jako mama) a zainteresowanych odsyłam na stronę warsztatów: https://zrelaksowanamama.pl/
 


środa, 26 września 2018

Wrzesień - moja prośba do nauczycieli – cz.4. "Relacja"

W Tatrach
Na koniec zostawiłam watek najistotniejszy - otóż bardzo Was proszę Drodzy Nauczyciele o traktowanie Waszych uczniów poważnie, jak najlepszych przyjaciół. Dzieci wyczuwają nastawienie nauczycieli do nich samych i do wykonywanej pracy. Kto nie pamięta takich własnych nauczycieli, którzy wykonywali swój zawód z wielką pasją i zaangażowaniem (miałam takich nauczycieli od geografii w szkole podstawowej, cudownych wręcz, pasjonatów totalnych) i takich, którym się po prostu nie chciało (też miałam takich nauczycieli…). Dzieci to czują – i na tej podstawie kształtują swoje nastawienie do przedmiotu, na tej podstawie tworzy się sympatia lub niechęć do uczenia się i czasem motywacja do chodzenia do szkoły w ogóle. Za relację z dziećmi odpowiada ZAWSZE osoba dorosła! Wy jesteście dorośli. Dzieci nie są w stanie Was do niczego sprowokować – to Wy odpowiadacie za swoje emocje i za ich wyrażanie. Oczywiście macie prawo stawiać granice, ustalać zasady współpracy, przedstawiać swoje oczekiwania i je egzekwować – ale z szacunkiem dla dzieci. Spróbujcie spojrzeć na nich jak na swoich potencjalnych przyjaciół, jak na przyszłych odkrywców, naukowców, artystów, sportowców, polityków, czy kosmonautów... Spróbujcie spojrzeć na siebie jak na osoby, które mają niesamowitą misję – wywieracie wpływ na rozwój kolejnego pokolenia, wpływacie na tworzące się charaktery dzieci. W terapii – kiedy pracuję z dorosłymi pacjentami – i szukamy w ich przeszłości dobrych osób, wspierających ich w dzieciństwie, nierzadko pacjenci odkrywają, że kimś takim był nauczyciel czy nauczycielka, wierząca w ucznia, której słowo zmieniło wiele, dodało wsparcia i otuchy – i to wspomnienie dawało pacjentom moc. Nauczyciel też może stać się takim „wewnętrznym dobrym obiektem” - ma taką szansę. To relacja z drugim człowiekiem zawsze jest najważniejsza. Życzę wam Drodzy Nauczyciele tej świadomości każdego dnia w szkole…
 
I pewnie mogłabym jeszcze pisać kolejne części mojego apelu do Nauczycieli, ale już i tak rozpisałam się bardziej niż zamierzałam…;)

Na koniec dodam tylko, że bardzo gorąco polecam Wam Drodzy Nauczyciele książkę Aleksandry Szyłło „Godzina Wychowawcza”. I życzę na ten nadchodzący nowy rok szkolny 2018/19 otwartości i odwagi w budowaniu relacji ze swoimi uczniami i ich rodzicami:) Podejmijcie to ryzyko i sprawdźcie, co cudownego się wydarzy…:)

poniedziałek, 24 września 2018

Wrzesień - moja prośba do nauczycieli – cz.3. "Rodzice"



W moim kolejnym poście, proszę Was Drodzy Nauczyciele o otwartość na kontakt z rodzicami Waszych uczniów. Wiele się mówi i pisze w statutach szkół, jak to rodzice mają być partnerami nauczycieli, tymczasem w wielu szkołach są to tylko puste frazesy, które ładne brzmią na papierze. Natomiast w rzeczywistości niejedna szkoła realizuje program pod tytułem "Rodzicom wstęp wzbroniony”. Szkoły są otwierane jedynie pięć minut przed lekcjami, rodzice wchodzić nie mogą do budynku, a kontakt z nauczycielem jest ograniczony do czasu konsultacji raz w miesiącu. 

Bardzo ubolewam również nad tym, że nadal w polskiej oświacie jest system opresyjny oparty na sztywnej strukturze władzy: kuratorium i Wydział Edukacji - dyrekcja placówki – nauczyciele – rodzice i dzieci… Taki klimat sprzyja przedmiotowemu traktowaniu grup znajdujących się niżej w hierarchii. Odzwierciedla się to chociażby w sposobie formułowania wypowiedzi nauczycieli, że „klasę i rodziców trzeba sobie USTAWIĆ”.  Rodzice traktowani są jako ci, którzy przeszkadzają, są roszczeniowi, mają oczekiwania. Oczywiście, że mają oczekiwania – takie prawo rodzica płacącego podatki (to mówię cynicznie) i takie prawo rodzica, który powierza z zaufaniem swoje dziecko pod opiekę obcym, często kompletnie nieznanym, innym dorosłym osobom (to mówię bardzo poważnie). A przeszkadzanie i roszczeniowość biorą się już z frustracji i niemożności podjęcia kontaktu. Mogę powiedzieć, że wiem, o czym piszę… Znam wielu wspaniałych nauczycieli, mam zaszczyt i przyjemność przyjaźnić się z kilkoma osobami, które wykonują ten zawód, sama również pracowałam w oświacie przez 14 lat (rok w szkole podstawowej, rok w szkole ponadgimnazjalnej i 12 lat w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej). Miałam okazję poznać nauczycieli z pasją i nauczycieli, którzy niestety minęli się z powołaniem...  Bardzo mi smutno, gdy słyszę od rodziców uczniów (zarówno od znajomych, jak i od pacjentów) historie o niemożności realnej współpracy z nauczycielami. Bardzo Was zachęcam Drodzy Nauczyciele, zadbajcie o życzliwe i przyjazne relacje z rodzicami Waszych uczniów - przełamcie sztywne schematy i potraktujcie proszę rodziców z sympatią, życzliwością i otwartością. Odważcie się posłuchać, co mają do powiedzenia, nie bójcie się, że stracicie autorytet, wręcz przeciwnie - wtedy dopiero go zyskacie.

czwartek, 20 września 2018

Wrzesień - moja prośba do nauczycieli – cz.2. "Woda"


Torc Waterfall, Irlandia

Kontynuując myśl z poprzedniego posta, piszę dalej do Was Drodzy Nauczyciele: bardzo Was proszę Drodzy Nauczyciele o zachęcanie dzieci do picia wody podczas lekcji. Powiem więcej – niech nawet wszelkimi możliwymi sposobami odbywa się motywowanie uczniów do noszenia bidonu z wodą i stawiania na ławce, aby był cały czas pod ręką! Odpowiednie nawodnienie organizmu jest niezbędne dla efektywnej koncentracji uwagi i pracy umysłowej. Kiedy czujemy, że chce się nam pić, to znaczy, że już mamy za mało wody w organizmie! Nie dopuszczajmy więc do tego stanu i pijmy wodę małymi łykami cały czas! Nadal natomiast słyszę od różnych uczniów, że nauczyciel nie pozwala pić wody na lekcjach i mówi, że „przecież można poczekać do przerwy”… Czyli 45 minut nauki bez wody? A kiedy spokojnie napić się tej wody na przerwie, jeśli potrzeba jeszcze: spakować się, przejść do innej klasy, wypakować, może coś przekąsić, pogadać z kolegami i koleżankami (realizowanie potrzeb społecznych jest nie mniej ważne od potrzeb intelektualnych!)? No kiedy? Znów apeluję i proszę o zdrowy rozsądek… Co komu szkodzi, że uczeń siedząc w ławce podczas lekcji będzie popijał wodę? Słyszałam też historie, że są takie szkoły, w których nawet nauczycielom nie wolno pić wody na lekcjach. A co ze strunami głosowymi nauczycieli? No i – tak jak u uczniów – co z ich koncentracją uwagi? Jeżeli w Waszej szkole, Drodzy Nauczyciele, jest zakaz picia wody podczas lekcji, to wierzę, że macie moc, aby to zmienić:)